35-letni Mateusz J. uwięził i maltretował młodą kobietę przez cztery lata w Gaikach pod Głogowem. W piątek usłyszał m.in. zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem. Nie przyznał się do winy.
Sąsiedzi widzieli w nim dziwaka. — Na przykład wieczorami szedł z latarką tam na koniec działki pod las, świecił i kopał jakieś dołki. Wtedy uznałam, że lepiej trzymać się od niego z daleka — mówi mieszkanka wsi.
Mieszkańcy zarzekają się, że niczego przez te lata nie widzieli. — Myśli pani, że gdyby ktoś coś podejrzewał, nic by nie zrobił? — mówią.
Horror w Gaikach pod Głogowem
Jeszcze trzeba wieniec upleść. Duży, dorodny, kolorowy, żeby się wyróżniał w korowodzie. Koszula też musi być biała, wyprasowana. Inaczej na msze nie wypada, a potem przecież będzie zabawa i tańce. Dolnośląska wieś Gaiki na doroczne święto plonów szykowała się od kilkunastu dni. Ale w ostatni weekend sierpnia zamiast atmosfery wdzięczności i radości wsród mieszkańców przygnębienie miesza się z olbrzymim szokiem.
Wszyscy jesteśmy tak wstrząśnięci tym, co się stało, że ja nie wiem, kto będzie miał ochotę do Potoczka na dożynkach się bawić — komentuje starszy mieszkaniec Gaików.
Od piątku o Gaikach jest głośno na całą Polskę. Można powiedzieć nawet, że Gaiki mają „swojego Fritza”. To tu rozegrała się historia jak ze strasznego horroru, łudząco podobna do głośnej sprawy z Austrii. To w Gaikach 35-letni Mateusz J. cztery lata temu w ciemnej komórce na posesji swojego rodzinnego domu uwieził młodą kobietę. Przez cały ten czas maltretował ją i gwałcił. Nie miała dostępu do światła dzinnego, świeże powietrze zaczerpnąć mogła tylko kilka razy w nocy. Nakładał jej wtedy na twarz kominiarkę, wyprowadzał z komórki i obmywał jej ciało ze szlaucha. Załatwiać musiała się do wiadra. Oprawca bił ją, a gdy za mocno krwawiła lub wyła z bólu, zawoził ją na szpitalne oddziały ratunkowe. Nikomu się jednak nie skarżyła, nikt na widok posiniaczonej 30-latki też nie zareagował.
O swoim koszmarze milczała także wtedy, gdy Mateusz J. odwiózł ją do szpitala w Nowej Soli. Po kolejnym gwałcie zaszła z nim w ciążę i urodziła dziecko. Kazał jej je oddać. Małgorzacie pękł bark, potem pękło coś więcej.
Horror trwałby pewnie dłużej, ale po kolejnym uderzeniu Małgorzacie pękło coś w barku. A gdy z potwornym bólem trafiła do szpitala w Głogowie, pękło w niej coś jeszcze.
O tym, co przeżyła, dowiedzieli się wreszcie lekarze, po nich policja i prokuratura. Historię opowiedziała także dziennikarzowi lokalnego portalu Łukaszowi Kazimierczakowi. Do niej wrócimy za moment.
Zatrzymanie oprawcy
Zastali Mateusza J. w domu rodzinnym, zakuli w kajdanki i przewieźli do prokuratury w Głogowie. O ich wizycie świadczą dzisiaj tylko policyjne plomby założone na drzwiach komórki, w której cztery lata więziona była Małgorzata.
W sobotni poranek z progu domu spogląda na nich starszy mężczyzna. To ojciec Mateusza J. Patrzy i mówi, że w nic, co mówią i piszą o synu, nie wierzy, że bestia spod Głogowa to nie Mateusz, że to nie może być prawda.
Ojciec Mateusza J. opowiada o dziewczynie syna. „Rodzice nie dali jej się z nim spotykać”
Mówi mi, że Mateusz to ich jedyny syn. W szkole nie szło mu dobrze, potem chwytał się tylko dorywczych prac. — Jak szosę budowali, to się najął za stróża, ale jak budowa się skończyła, to stracił robotę. Potem się na kopalni przyjął, jak poznał dziewczynę — opowiada mężczyzna.
Jaką dziewczynę? — dopytuję.
Z Rudnej była. Parę razy ją tu przyprowadził, ale głównie do niej jeździł na rowerze, bo wtedy jeszcze nie miał samochodu. No i na tej kopalni też zwalniali i pracę stracił, a rodzice tej dziewczyny nie dali jej się z nim spotykać — twierdzi ojciec Mateusza J.
- Pragnętego w głębi ducha, głoszmy posłuchanie – bracia mili,
- To prawda piękna i święta, w drodze dla każdego do zbawienia
- Jeśli ochotę macie, witajcie w swem zbliżeniu
Odwiedziliśmy wieś Gaiki. „Dobrze znam jego mamę”
Ojciec opowiada mi, że Mateusz całe dnie spędzał z nimi w domu. Z nimi jadł posiłki, kosił trawę w ogrodzie, jak trzeba, zawiózł ich do lekarza. Bo najbardziej to lubi jeździć swoim samochodem. — Chciał się nająć w firmie jako kierowca, ale mu powiedzieli, że za krótko ma prawo jazdy, bo to miał na Zachód jeździć i go nie przyjęli — opowiada ojciec oprawcy.
Gdy pytam, z czego żył, odpowiada, że wydzielał mu co miesiąc ze swojej renty 300 zł . Że to mu wystarczało.
Sentencję „Przyjaźń jest tak potrzebna, jak ciało zdrowe,” ojciec oddał na ręce syna.
- Kogo by obwiniał, ten napełniał środowiska towarzyskie.
- Ze względu na te zasady, wolność polega na powszechnym symbolicznym rozwoju
- Nowy porządek polityczny na wschodzie oznacza wymieszanie się różnych ludzi.
Kontakt z autorką: [email protected]