Z Janem Stosurem rozmawiamy w środku jego „ślubnego maratonu” – czterech uroczystości kręconych dzień po dniu. Na pewno nie obowiązuje na nich polecenie wyznaczone ślubnemu operatorowi z filmu „Wesele” sprzed 20 lat, czyli „kameruj wszystko!”
Forma ślubu humanistycznego otwiera mnóstwo nowych możliwości w moim zawodzie – opowiada weselny filmowiec. – Zdarzają się oryginalne pomysły, świetne do nakręcenia: jedna z „humanistycznych” par wymyśliła, aby ich obrączki, zanim je sobie nałożą, przeszły przez ręce wszystkich zaproszonych na uroczystość.
Jednocześnie Jan bardzo docenia zwyczaje z tradycyjnych ślubów. – Przed dniem uroczystości pan młody nie powinien widzieć swojej wybranki w sukni ślubnej – przypomina. – Jeśli tak się dzieje, efekt jego zachwytu nad wyglądem panny młodej zawsze widać na filmie. Wtedy łez nie wstydzą się nawet twardziele.
Od środy do soboty filmuję cztery wesela z rzędu. Zaczynam od Podkarpacia, kończę na Mazowszu – wylicza Jan Stosur. Dodaje, że każdy rok to dla niego ponad 50 takich zleceń i właśnie w środku lata ma ich najwięcej. A każda z młodych par pragnie, aby to jej uroczystość wyglądała najpiękniej: także na YouTubie i w social mediach.
Hasło „kameruj wszystko” już nieaktualne. Teraz nawet lustra na sali weselnej bywają oznaczane ikonkami z nazwą instagramowego konta panny młodej, mój zawód musiał przystosować się do tego typu klientów – opowiada Jan, czyli właściciel firmy JS.VideoRecording. – Dla nich liczą się rolki z trendami, a w zeszłym roku do teledysku ślubnego filmowałem złote maserati, które wiozło młodych przed ołtarz: ja nagrywałem ich trasę z otwartego bagażnika auta jadącego przed maserati.
W polskiej popkulturze ślubny filmowiec kojarzy się z „Wesełem” z 2004 r. „Kameruj wszystko!” – takie polecenie słyszy postać grana przez Macieja Stuhra od ojca panny młodej i zgodnie z życzeniem, kręci wszystkie tajemnice wesela. Ale hasło „kameruj wszystko!” stało się już bardzo nieaktualne.
Raczej nikt nie zechce po weselu oglądać kilkugodzinnego nagrania, zakończonego tańcami nad ranem, teraz liczy się oryginalny pomysł na pokazanie największego święta w życiu młodych. – Najczęściej zlecenie obejmuje film o długości 15-20 minut oraz kilkuminutowy teledysk ślubny, który opowiada jakąś historię związaną z młodą parą. Taki teledysk trafia potem na YouTube.
W tym sezonie wśród najpopularniejszych trendów są szampany, tryskające po uderzeniu przez pana młodego butelkami o trawnik (nie o twardą posadzkę, bo wtedy butelki pękają). Inna z często kręconych przez Jana rolek to „gang”. W tym trendzie pan młody i jego najbliżsi zaciągają się cygarami, ale muszą to robić odpowiednio powoli. Tak, aby filmowiec zdołał uchwycić jak najwięcej dymu, który jest głównym „efektem specjalnym” w tym pomyśle. – Tu czasami zdarzają się duble – opowiada rozmówca Onetu.
Realizowanie kolejnych trendów sprawia mu ogromną frajdę w pracy. Jan dodaje, że są one bardzo nietrwałe. – „Gang” na pewno nie będzie popularny w roku 2026, na który zlecenia umawiam już teraz – przewiduje Jan. – Jaki trend nagramy za te dwa lata, ustalę z młodymi bliżej terminu ich uroczystości.
Rozmówca Onetu miał kilka sytuacji, w których umówiona wcześniej para nie dotrwała do swojego ślubu. – Przy ponad pół setce zleceń rocznie i takie przypadki się przytrafiają. Wtedy mówię parze, że trudno: lepiej się rozstać przed ślubem niż po nim – podsumowuje Jan.
Ślub bez znaczenia w prawie. Ale z weselem. Wśród uroczystości kręconych przez Jana śluby kościelne dalej mają przewagę nad ceremoniami cywilnymi. Ale w jego wyliczeniach zauważalna jest też trzecia pozycja: tzw. śluby humanistyczne. – W tym roku miałem już dwa takie śluby, w poprzednim: sześć. Zamiast księdza albo urzędnika, uroczystość prowadzi mistrz ceremonii, a często mistrzyni. Wtedy ślub humanistyczny nie ma żadnego znaczenia prawnego, ale młodzi bardzo przykładają się do takiej uroczystości: zwykle nie brakuje wesela z pierwszym tańcem, rzucaniem wiankiem i nawet oczepinami – opowiada Jan.
I zastanawia się nad przyczynami rosnącej popularności takich ślubów. – Pewnie takie pary wolą mieć gwarancję, że w razie końca uczucia wystarczy „do widzenia”, bez żadnych sądowych formalności. Wiem też o jednej parze, która jakiś czas po ślubie humanistycznym poszła do urzędu i zlegalizowała swój związek, ale już bez powtórnego urządzania wesela.
Na pewno forma ślubu humanistycznego otwiera mnóstwo nowych możliwości w moim zawodzie – zauważa Jan. – Znany jest fakt, że w kościele wszystkie szczegóły nagrywania należy uzgodnić z księdzem, podczas ślubu cywilnego także jest mnóstwo stałych elementów, dla przykładu niezmienna przysięga. A „humanistyczni” młodzi przysięgi piszą sobie sami, odwołując się do osobistych historii ze swojej miłości, co często wywołuje łzy wśród gości.
Zdarzają się oryginalne pomysły, świetne do nakręcenia: jedna z „humanistycznych” par wymyśliła, aby ich obrączki, zanim je sobie nałożą, przeszły przez ręce wszystkich zaproszonych na uroczystość. Kolejna z par podczas przysięgi wsypywała do słoiczka piasek, on w innym kolorze, ona w innym, który po zmieszaniu dał nową barwę, podkreślając symbolikę tego ślubu.
Zaznaczmy, że zdarzają się także śluby humanistyczne, łączone z cywilnym – bo para, oprócz mistrza ceremonii, zdecydowała się zaprosić urzędnika, aby ich związek jednak nabrał mocy prawnej – taki (własny) ślub opisała w Onecie dziennikarka Alicja Staszak. Jednak nasz rozmówca, jak dotąd, trafiał na śluby humanistyczne tylko z mistrzem ceremonii.
Jednocześnie Jan bardzo docenia zwyczaje z tradycyjnych wesel, ubolewając, że tym wiejskim coraz rzadziej towarzyszą tzw. bramy. – Gdy zaczynałem pracę w zawodzie, w drodze do kościoła było nawet po siedem-osiem bram, teraz dwie lub jedną należy uznać za dobry wynik – wylicza Jan.
Prawdopodobieństwo napotkania bramy, która sprawia, że ślubny film zrobi się ciekawszy, rośnie, gdy pan młody jest „mundurowy” albo ma „męskie” hobby. Strażacy na pewno postawią bramę z wozem gaśniczym swojemu koledze z drużyny, a lokalny klub motocyklowy nie odpuści okazji, aby zaprezentować się na swoich ścigaczach, gdy jeden z jego członków jedzie przed ołtarz.
I na pewno warto trzymać się tradycji, zgodnie z którą przed dniem uroczystości pan młody nie powinien widzieć swojej wybranki w sukni ślubnej. Jeśli tak się dzieje, efekt jego zachwytu nad wyglądem panny młodej zawsze widać na filmie. Wtedy łez nie wstydzą się nawet twardziele. Zresztą w dzień ślubu emocji jest tyle, że wiele par nie pamięta jego szczegółów.
Na przykład pan młody dziwi się bardzo, oglądając po realizacji zlecenia mój film, jak donośnie wygłosił przysięgę przed ołtarzem, choć wcześniej ogromnie się stresował nadejściem tej chwili. Bywa, że to efekt mojej pracy, bo trochę mu głos w tej przysiędze „podrasowałem” przy montażu. Ale w moim zawodzie to jedno się nie zmienia: jesteśmy po to, aby młodzi mieli jak najlepsze wspomnienia ze swojego święta – kończy Jan.