Popularne miejscowości Prawica wyciągnęła kartę migrancką i będzie nią grać w polityce, by odbudować poparcie. Tymczasem efekt „złego PiS-u” mija, a ludzie zaczynają tęsknić za efektywnym rządzeniem.
Jak działać w skłóconej koalicji? Wygląda na to, że po przegranych wyborach europejskich polska prawica dokonała wyboru stylu, w jakim będzie chciała odzyskać wpływy, a może nawet władzę. Wykorzystując realne problemy, patrząc z zazdrością na sukces populistów zachodnich, właśnie rozpoczęła grę kartą migrancką, wyciągniętą ze smętnej talii skompromitowanych, ale niestety skutecznych metod.
Sympatyzujące z opozycją konta w mediach społecznościowych ruszyły z lekotwórczą akcją propagandową, pokazując zdjęcia ciemnoskórych osób na ulicach naszych miast, a w wypowiedziach wielu polityków brzmią jawnie ksenofobiczne nuty.
Sprawa jest tym trudniejsza, że społeczności europejskie rzeczywiście boją się wędrówki ludów, nie brakuje kryminalnych przykładów, które uzasadniają ten niepokój, a racjonalna polityka coraz rzadziej ma walor stabilizujący.
Wydarzenia na granicy polsko-białoruskiej, wywołane rosyjską wojną hybrydową, są zapalnikiem emocji.
Tęsknota za sukcesem Donalda Tuska, rozumiejąc ten mechanizm, wystąpił przeciwko paktowi migracyjnemu, przeniósł politykę na pole bezpieczeństwa i wzmacnia szczelność wschodniej granicy.
Ale i tak nie znajduje sojuszników po stronie formacji Jarosława Kaczyńskiego i Sławomira Mentzena, dla których wszystko, co robi władza, jest niewystarczające.
Chętnie składane deklaracje, że takie sprawy trzeba wyprowadzić poza bieżący spór polityczny, są zwykłą obłudą. Natomiast używane przez władzę argumenty, że PiS było uwikłane w aferę wizową, której mechanizm bynajmniej nie polegał na uszczelnianiu granic, są lekceważone, ponieważ liczy się cyniczny cel.
Dziś chodzi wyłącznie o dezawuowanie polityki rządu, budzenie strachu i podziw dla ostatniego sukcesu ludzi Marine Le Pen we Francji.
Ale także o przekonanie, że czasy triumfu politycznego, gdy szef PiS straszył Polaków pasożytami w organizmach uchodźców, szybko się powtórzą.
Pogubieni liberałowie. Rząd jest zresztą atakowany także z drugiej strony, ponieważ słowa krytyki pod adresem działań Tuska płyną z szeroko pojętej lewicy.
Nie tylko Agnieszka Holland upomina się o humanitarne traktowanie migrantów na granicy, dołączają do niej prawnicy, legaliści, piewcy humanitaryzmu, którzy proponują miękkie rozwiązania i sprzeciwiają się zmianom w prawie, które mają usprawnić działania pograniczników oraz dać żołnierzom czytelne procedury w sprawie używania broni.
W takich warunkach prowadzenie realnej polityki, jakiej próbuje Tusk, może być skazane na porażkę. Prawica będzie atakować premiera za zbyt wielką ostrożność po tragicznej śmierci polskiego żołnierza, a lewica za posunięcia jej zdaniem nazbyt restrykcyjne.
W efekcie temat migracji może stać się negatywną kanwą kampanii prezydenckiej, która i tak nie będzie łatwa ze względu na zaostrzającą się polaryzację.
Rację ma więc dr Jacek Kucharczyk, prezes Instytutu Spraw Publicznych, z którym moją rozmowę opublikował Tygodnik Interia, gdy mówi, że o ile migracja jest głównym paliwem populistycznej prawicy, o tyle elity liberalne w sprawie migracji gubią się.
Według socjologa, „są pod bardzo mocną presją retoryki, że każdy opór wobec niekontrolowanej migracji jest automatycznie klasyfikowany jako wyraz rasizmu czy ksenofobii”.
Jednocześnie Kucharczyk zwraca uwagę na paradoks, że większość europejskiej opinii publicznej w sprawie migracji skłania się ku retoryce populistycznej, ale zarazem w innych kwestiach społeczności zachodnie są podzielone, a poparcie dla wartości liberalnych jest wciąż mocne.
Być może jednak jest tak, że antyliberalna rewolucja już w Polsce była, więc teraz, inaczej niż chce Kaczyński, będziemy obserwować jej odwrót.
Jak rządzić? Gdzieś w cieniu czai się inny kłopot, który może zaszkodzić całej koalicji rządzącej. Trzecia Droga i Nowa Lewica, które osiągnęły fatalne wyniki w elekcji europejskiej, myślą o tym, by dla odbudowy poparcia szukać różnic, a nie tego, co łączy, bo wystarczy, że łączy władza, więc cała reszta może być pożywką dla konfliktu.
W sytuacji, gdy efekt „złego PiS-u” naturalnie mija, bo wyborcy mniej pamiętają minione osiem lat, niż ostatnie półrocze, trzeba będzie zająć się efektywnym rządzeniem.
Pytanie, jak rządzić w różniącej się niemal we wszystkim koalicji – w sprawach aborcji, handlu w niedziele, związków partnerskich, gospodarki, mieszkalnictwa itd. – będzie od teraz coraz bardziej dotykać Tuska, który właśnie przystępuje do poważnej rozgrywki o europejskie stanowiska.
Tymczasem wybory prezydenckie dopiero za rok, tyle że ten rok w polskiej polityce minie szybciej, niż się komukolwiek wydaje.
Przemysław Szubartowicz