Kariera Łukasza Kaczmarka w reprezentacji Polski pod wodzą Nikoli Grbicia ma kształt sinusoidy. Dwa lata temu, choć był liderem święcącej sukcesy w kraju i Europie Zaksy Kędzierzyn-Koźle, to nie brakowało osób wyrażających wątpliwości co do jego wybór jako drugiego atakującego drużyny narodowej. Wszystkim krytykom zamknął efektownie usta ubiegłego lata, gdy wobec kłopotów zdrowotnych Bartosza Kurka stał się prawdziwym liderem kadry. Wtedy nikt nie miał wątpliwości – Kaczmarek musi być w składzie na igrzyska.
Ale ostatni sezon klubowy dla obchodzącego w sobotę 30. urodziny siatkarza był fatalny. Zaksa przechodziła wielki kryzys, ale on sam w pewnym momencie zniknął z powodu problemów osobistych. Teraz walczy o powrót do formy, ale zegar tyka. A sporo osób chętniej w składzie na turniej olimpijski zamiast niego widziałoby będącego w świetnej dyspozycji Bartłomieja Bołądzia.
Nie da się o tym nie myśleć, bo wiemy, jak ważna dla nas jest to impreza i jak bardzo my wszyscy – zawodnicy i cała siatkarska Polska – pragniemy tego medalu. Bardzo ciężko na to pracujemy i to nie od obecnego sezonu, tylko od momentu, kiedy przyszedł Nikola Grbić. Ustalił wtedy plan dotyczący tego, jak ta kadra ma wyglądać i pracować, by ten upragniony krążek wywalczyć. On jako zawodnik go zdobył i myślę, że wie najlepiej, jak nas do tego turnieju przygotować.
Trzymamy się tego schematu, robimy wszystko, co nam każe i głęboko wierzymy, że marzenia się ziszczą i z Paryża wrócimy z medalem. Jesteśmy świetnym kolektywem i ta rywalizacja między nami jest, ale jest czysta, zdrowa, sportowa. Tutaj nikt nikomu źle nie życzy, żeby zagrał gorzej czy gorzej trenował. Albo by ktoś czyimś kosztem pojechał na te igrzyska.
Zdajemy sobie sprawę z tego, jak silną grupą jesteśmy. I nie mówię tu tylko o tej 17-tce, którą mamy teraz, ale o wszystkich chłopakach, którzy w tej reprezentacji byli od samego początku. Czy to w tym sezonie, czy w poprzednich. Uważam, że są świetne warunki do tego, by trenować i pracować na najwyższym poziomie.
Tak jak mówiłem, nikt z tyłu głowy nie myśli o tym, by życzyć komuś źle. Świetnie się dogadujemy między sobą i wspieramy, bo wszyscy jedziemy na jednym wózku i wszyscy walczymy o ten upragniony olimpijski medal. Na pewno bardzo chciałbym pojechać na nią drugi raz. Igrzyska w Paryżu z pewnością będą znacząco różniły się od tych w Tokio. Tamte odbywały się w czasach covidowych – było kompletnie inaczej, bez kibiców.
Obstawiam, że organizacja tegorocznych będzie zupełnie inna. Druga sprawa, z powodu zmiany zasad kwalifikacji będzie to też najsilniejszy turniej siatkarski w historii igrzysk. Jedynym outsiderem w stawce jest Egipt, a poza tym każdy mecz będzie praktycznie na żyletki. Bo Liga Narodów czy poprzedni sezon pokazały, że Kanada, Argentyna czy Niemcy potrafią grać siatkówkę na najwyższym poziomie i wygrywać z najlepszymi.
Absolutnie nie chciałbym na ten temat rozmawiać teraz, przy okazji tak ważnego turnieju jak ten finałowy LN i przed tak ważną imprezą, jaką są igrzyska. To nie jest czas na to. To czas na to, by spokojnie pracować i przygotowywać się, by uzyskać jak najlepszą formę na najważniejszy moment tego sezonu.
Procentowo ciężko to ocenić. Najlepszymi osobami do opowiadania o tym są członkowie sztabu szkoleniowego kadry, ale jeśli chodzi o mnie, to czuję się świetnie, nic mi nie dolega, jestem zdrowy. Co do utraconych wcześniej kilogramów i masy mięśniowej, to za sprawą ciężkiej pracy w Spale już je odzyskałem. Jestem więc w stu procentach zwarty i gotowy.
Fakt, nie było ich za wiele. Zawsze może być lepiej i nigdy nie można być usatysfakcjonowanym tym, jaki poziom się prezentuje. Cały czas trzeba wymagać od siebie więcej, by stawać się lepszym siatkarzem. Faza interkontynentalna za nami, teraz najważniejszy turniej finałowy. A najwyższa forma ma przyjść przede wszystkim na igrzyska.
Wydaje mi się, że tak. Tak jak wspominałem, bardzo ciężko przepracowałem ten okres w Spale. Teraz ciężko pracuję i trenuję. Z treningu na trening i z meczu na mecz czuję się coraz lepiej i jestem coraz pewniejszy siebie. Wszystko przebiega zgodnie z planem i mam nadzieję, że ta forma na igrzyskach w Paryżu będzie optymalna.
Mam wielkie zaufanie do sztabu szkoleniowego, bo zawsze doprowadzał nas do tego, by szczyt formy przychodził w najważniejszym momencie i głęboko wierzę, że teraz będzie tak samo. Przez ostatnie lata mojej gry w siatkówkę udało mi się tak wiele osiągnąć – czy to na parkietach klubowych, czy z reprezentacją – że sam wyjazd na igrzyska raczej by mnie nie zadowolił. Ten medal olimpijski to praktycznie jedna z ostatnich rzeczy, których mi brakuje, by być spełnionym siatkarzem.
Więc nie podchodzę do tego tak, że sam wyjazd na igrzyska by mnie w jakikolwiek sposób zadowolił. Na pewno byłbym spełnionym siatkarzem, gdybym wrócił z igrzysk z medalem. Ja bym do tego tak nie podchodził. Absolutnie.
To nie jest tak, że Bartek Kurek jest jedynką i ja rywalizuję z Bartkiem Bołądziem. Dwa lata temu był w tej kadrze ktoś inny. Jesteśmy grupą i obecnie na ataku jesteśmy ja, Bartek Kurek i Bartek Bołądź. Nikt z nas nie podchodzi do tego tak, że to rywalizacja między nami, że na igrzyska poleci ten czy tamten. Patrzymy na to tak, że chcemy po prostu prezentować się jak najlepiej, z korzyścią dla reprezentacji. Nie chcę gdybać. Skupiam się na ciężkiej pracy, a nie na gdybaniu.